Debriefing Limes Mundi: Cień Żercy
: 02 lipca 2012, 17:09
Oto wstępna odprawa po grze. Gracze i MG, śmiało dokładajcie kolejne elementy.
Drobny bug w Labiryncie - istota z nożem na końcu przed spotkaniem Żercy to był Cień, nie Szept. Szeptem był duch samego Żercy (bez maski). Kruki to były dwa boguny związane intymnie z Żercą, jeden prawdomówny, drugi kłamliwy.
Chciałbym zaznaczyć dla tych graczy, co obawiają się o życie swoich postaci: most na końcu labiryntu to był już tylko absurdalny żart mający rozładować napięcie na końcu gry. Niektórzy gracze wyglądali na naprawdę przerażonych swoim losem po wyleceniu przez most (Sigito, twój wyraz twarzy był niezapomniany - obejrzyj Świętego Graala Monty Pythona ). Wszyscy, nawet wciągnięci w krąg, obudzili się na wzgórzach Rygi następnego dnia z potwornym kacem i rozczochraną fryzurą. Wszelcy obdarzeni wpadli w Zmierzch - pierwsza rzecz do odegrania na następnej odsłonie.
A oto co się wydarzyło:
Miasto Ryga nie jest w dobrym stanie - przeszły nad nim dwa straszliwe huragany, które zniszczyły ponad połowę domów w mieście, a potężne uderzenie pioruna zawaliło wieżę katedralną ku ubolewaniu wiernych. O dziwo najbardziej ucierpiało miasto wewnątrz murów, a nie przedmieścia, które zwykle są budowane z gorszych materiałów. Powiada się, że pierwsza burza wywołana została przez gniew Perkuna, a druga przez gniew ponownie spętanego Żercy, ale o tym za chwilę...
Item trzeba dodać, że rozruchy w mieście dodatkową szkodę uczyniły, a rozruchy te wywołane zostały falą prawdziwych i fałszywych ekskomunik rozdawanych tak hojnie, jak się rozdaje słodkie bułeczki podczas jarmarku świętojańskiego. Do tego oburzenie piekarzy i flisaków wywołała ugoda pomiędzy starym Arcybiskupem Johanesem ze Szwerinu, a pogańskim kunigasem Giedyminem. "Wszak na krucjatę należało iść, a nie dogadywać się z pogańcami" - krzyczeli flisacy, dodatkowo podburzeni słowami jakiegoś obłąkanego eremity, co ponoć głos cudem odzyskał (ci, co przy tym cudzie byli, powiadają, że raczej dzięki sprawkom diabła tenże obłąkaniec głos odzyskał, ale tego już nikt nie słucha). Na domiar złego mianowano infamisa z Tisenhausenów nowym arcybiskupem, co podburzyło piekarzy, którzy w proteście przeciw nepotyzmowi przesolili swoje wypieki na niedzielę. Krzyżacy tymczasem, desperacko szukając sojuszników, sprzymierzyli się z jakimś zagranicznym rycerzem z rodu vonMarwitz, który bez zgody lokalnych rodów siłą przejął zamek Ascherad na Dźwiną, rezydencję podupadłego rodu vonManteuffel-Zoege. Tisenhausenowie, oburzeni, że ktoś z zewnątrz próbuje mieszać w ich Inflantach, pomaszerowali na Ascherad i wraz z Litwinami zamek oblegli. Rozbili oddział Kryżacki, który maszerował vonMarwitzowi z odsieczą i korzystając z balisty zamek ostrzelali i bramę zniszczyli, sami ponosząc straty od wrzącego oleju i ostrzału z trebuszetów. W końcu szturm na bramę uczynili i rycerza von Marwitz po heroicznej walce z bramy wywlekli i jego popleczników do pokoju groźbą przymusili. Zamek wziął Infamis von Tisenhausen, a ziemie na wschód od niego wokół ruiny Kokenhausen otrzymał kunigas Giedymin.
Gdy dym opadł, sprawy się jeszcze pogorszyły, gdyż nastała Noc Jana-Kupały. Pominąć można coroczne dziwne światła znad boru, tegoż roku wyjątkowo mocne. Najdziwniejsze wydarzyło się, gdy, po Nocy Kupały, pleban ryski Brunon zwany Schnitzlem wraz z jego pałkowymi ministrantami zebrał ze wzgórz wokół Rygi wyjątkowo duże tabuny ludzi, którzy, rozrzuceni po polach wokół miasta, spali otumanieni po szaleństwie pogańskiego święta. Budzeni pałkami mówili albo zupełne brednie, albo coś o jakimś grobowcu i pogańskim kapłanie, który wreszcie umarł po 150 latach zawieszenia między życiem a śmiercią. Część odnalezionych była nawet ochrzczona ku zniesmaczeniu plebana i smutku duchownych w Rydze, którzy od lat pogaństwa w tym kraju wytępić nie mogą i bardzo ubolewają nad tym, że mimo chrztu, ci wierni nadal pogańskie, orgiastyczne praktyki uprawiają. Co gorsza, pośród uczestników pogańskiej orgii było nawet kilku szlachetnie urodzonych rycerzy, co przyprawiło plebana o dreszcze, a panienki z Rygi o rumieńce. Ostatecznie katolicy dostali kościelny nakaz uczęszczania na dodatkowe zajęcia niedzielne w szkółce przykatedralnej, coby herezję wytępić, a ci spośród odnalezionych, co nadal poganami byli, próbowano ochrzcić siłą, ale w wyniku niestabilnej sytuacji w Rydze i proteście strazy miejskiej o zarobki nic z tego nie wyszło. Poganie, mimo zamknięcia miasta i ogłoszenia stanu wyjątkowego, kolejno znikali ze swoich cel, zapadali się pod ziemię, albo jakimiś czarami strażników miejskich mamili i do boru wracali. Jako że pleban ryski dowodzący pałkarzami to osoba o nadzwyczajnej pobożności i posiadającej tyleż samo zadufania i krótkowzroczności, to nie zauważył, że niektórzy spośród uczestników szkółki niedzielnej wcale ludźmi nie byli i ubaw wielki z nauk niedzielnych mieli.
Ostatecznie zakończyło się wszystko tym, że strasz mieyska wszystko pod gobelin zamiotła i Ryżanie postarali się wrócić do codziennego życia, na progu świadomości pamiętając, że moc boru jest prawdziwa i zawsze tuż tuż. Wysłannik papieski tymczasem napisał list do Rzymu, informując Bonifacego VIII, że pod kurhanem koło Rygi znaleziono potężny, pogański artefakt pełen Vis i że Zakon Palatynatu Konstantyna Wielkiego tenże artefakt uzyskał i zabezpieczył. Papież i Kuria, zadowoleni, że poganie artefaktu pozbawieni zostali, poszli na kolację po sjeście, kontemplując w milczeniu i cieniu drzew oliwnych, jak w końcu przejąć władzę nad Palatynatem, który od wieków poza kontrolą Rzymu się znajdował. Teraz wszystko będzie jeszcze trudniejsze, skoro już przyczółek w odległych Inflantach uzyskali...
Tymczasem wieści nadchodziły, że Zakon Templariuszy na koronę Franków się przymierza, a to mógłby być potężny sojusznik przeciwko królowi Francji, który od lat presję na Rzym czynił coraz większą. Pomiędzy jednym a drugim łykiem wina wysłannik papieski zmienił temat i o Inflantach zapomniano, koncentrując się na cichej wojnie między Rzymem, Zakonami Wojennymi, a Francją...
Tymczasem pośród pogan gruchnęła wieść, że kunigas Giedymin został podstępem przez innego Litwina zamordowany trującym ostrzem, ponoć na rozkaz jego własnego brata, Kniazia Vitenesa. Co dziwniejsze, Giedymin ponoć wrócił cały i zdrowy do Wilna, ale jego bliscy mówili, że był odmieniony, inny, czy to przez bogów, czy może był bogunem podszywającym się pod kunigasa. Jego żony zaczęły podejrzewać, że już człowiekiem nie jest, jako że w nocy do lasu jak dziki zwierz z obłędem wybiegał i ponoć wracał z krwią pod paznokciami. Starano się wszystko utrzymać w tajemnicy, ale Wilno tajemnic nie zna i po krótkim czasie był to już główny temat rozmów w karczmach. Co gorsza, kolejna ulubiona żona Vitenesa urodziła martwe dziecko i tym bardziej zaczęto podejrzewać Giedymina o spisek. W Wilnie zaczynało robić się gorąco, a Vitenes siedział wieczorami sam w swoim namiocie polowym niedaleko Królewca i z ponurą miną planował dalszą wojnę z Krzyżakami i zastanawiał się, co uczynić z bratem-odmieńcem. Jeszcze do tego pojawiły się wieści, że rzekomo jakaś osoba z krwi Mendoga koronę litewską odnalazła. Vitenes się skrzywił, dopił miód i zawołał swoją spętaną bogunkę-wiłę do łoża. Przyszłe kilka lat zadecyduje o losach Litwy na wieki...
Poganie wokół Rygi tymczasem, uciekłszy ze szkółek niedzielnych w las na granice Wiecznego Boru, odzyskali swoich bogów wcześniej uwięzionych w Grobie Żercy. Odnawiano przymierza miedzy ludźmi a bogunami, budowano chramy - Żarptaki zamieniły się w święte ognie, Brzozostwory w święte gaje, Kamlotki w święte kręgi, Wiły wróciły do rzek, Upiory odeszły do kurhanów, a szczurki weszły do domostw w postaci kun i węży i zaczęły wyżerać robactwo. Tylko sam Ślimak Zagłady odpełzł do Wiecznego Boru, pozostawiwszy za sobą kleisty ślad i dwa jajeczka. Lato, które nastało, było upalne i wilgotne - zboże zaczęło lepiej rosnąć, drzewa wydawały owoce, w rzekach było więcej ryb i teren wokół Rygi znów odzyskał odrobinę Istu. Zaczęto opowiadać, że klęski pogan na tych ziemiach przez ostatnie pięć generacji właśnie poprzez zniknięcie bogów były spowodowane - przez wiele lat składano ofiary na wojny i wróżby, ale nic nie działało i ludzie przestali wierzyć swoim wiecznie milczącym bogom, gdy mimo ofiar cały czas przegrywali wojny z najeźdźcami. Powiada się, że teraz będzie lepiej. Jednak zmiany już nastąpiły - ludy lasu w Inflantach straciły panowanie na tych ziemiach i nawet powrót bogunów nie był stanie przywrócić dawnej świetności: większość Inflant należała teraz do najeźdźców, a nadzieję dawał tylko Wieczny Bór, którego wierni coraz głębiej się w nim chowali, zmieniając się coraz mocniej. Z drugiej strony czuć było bezwzględną władzę Wilna, którego kapłani w obawie przed śmiercią bogów coraz mocniej żądali poddania wszystkich ludów wobec siebie.
Ale to wszystko przyszłość okaże...
---
Edit: Komentarze proszę pisać tutaj: http://forum.limesmundi.larp.pl/viewtopic.php?f=6&t=376 zaś w tym temacie jedynie własne historie. Później umieścimy je ładnie w pdf na stronie, dla potomnych <: /Nagash
Drobny bug w Labiryncie - istota z nożem na końcu przed spotkaniem Żercy to był Cień, nie Szept. Szeptem był duch samego Żercy (bez maski). Kruki to były dwa boguny związane intymnie z Żercą, jeden prawdomówny, drugi kłamliwy.
Chciałbym zaznaczyć dla tych graczy, co obawiają się o życie swoich postaci: most na końcu labiryntu to był już tylko absurdalny żart mający rozładować napięcie na końcu gry. Niektórzy gracze wyglądali na naprawdę przerażonych swoim losem po wyleceniu przez most (Sigito, twój wyraz twarzy był niezapomniany - obejrzyj Świętego Graala Monty Pythona ). Wszyscy, nawet wciągnięci w krąg, obudzili się na wzgórzach Rygi następnego dnia z potwornym kacem i rozczochraną fryzurą. Wszelcy obdarzeni wpadli w Zmierzch - pierwsza rzecz do odegrania na następnej odsłonie.
A oto co się wydarzyło:
Miasto Ryga nie jest w dobrym stanie - przeszły nad nim dwa straszliwe huragany, które zniszczyły ponad połowę domów w mieście, a potężne uderzenie pioruna zawaliło wieżę katedralną ku ubolewaniu wiernych. O dziwo najbardziej ucierpiało miasto wewnątrz murów, a nie przedmieścia, które zwykle są budowane z gorszych materiałów. Powiada się, że pierwsza burza wywołana została przez gniew Perkuna, a druga przez gniew ponownie spętanego Żercy, ale o tym za chwilę...
Item trzeba dodać, że rozruchy w mieście dodatkową szkodę uczyniły, a rozruchy te wywołane zostały falą prawdziwych i fałszywych ekskomunik rozdawanych tak hojnie, jak się rozdaje słodkie bułeczki podczas jarmarku świętojańskiego. Do tego oburzenie piekarzy i flisaków wywołała ugoda pomiędzy starym Arcybiskupem Johanesem ze Szwerinu, a pogańskim kunigasem Giedyminem. "Wszak na krucjatę należało iść, a nie dogadywać się z pogańcami" - krzyczeli flisacy, dodatkowo podburzeni słowami jakiegoś obłąkanego eremity, co ponoć głos cudem odzyskał (ci, co przy tym cudzie byli, powiadają, że raczej dzięki sprawkom diabła tenże obłąkaniec głos odzyskał, ale tego już nikt nie słucha). Na domiar złego mianowano infamisa z Tisenhausenów nowym arcybiskupem, co podburzyło piekarzy, którzy w proteście przeciw nepotyzmowi przesolili swoje wypieki na niedzielę. Krzyżacy tymczasem, desperacko szukając sojuszników, sprzymierzyli się z jakimś zagranicznym rycerzem z rodu vonMarwitz, który bez zgody lokalnych rodów siłą przejął zamek Ascherad na Dźwiną, rezydencję podupadłego rodu vonManteuffel-Zoege. Tisenhausenowie, oburzeni, że ktoś z zewnątrz próbuje mieszać w ich Inflantach, pomaszerowali na Ascherad i wraz z Litwinami zamek oblegli. Rozbili oddział Kryżacki, który maszerował vonMarwitzowi z odsieczą i korzystając z balisty zamek ostrzelali i bramę zniszczyli, sami ponosząc straty od wrzącego oleju i ostrzału z trebuszetów. W końcu szturm na bramę uczynili i rycerza von Marwitz po heroicznej walce z bramy wywlekli i jego popleczników do pokoju groźbą przymusili. Zamek wziął Infamis von Tisenhausen, a ziemie na wschód od niego wokół ruiny Kokenhausen otrzymał kunigas Giedymin.
Gdy dym opadł, sprawy się jeszcze pogorszyły, gdyż nastała Noc Jana-Kupały. Pominąć można coroczne dziwne światła znad boru, tegoż roku wyjątkowo mocne. Najdziwniejsze wydarzyło się, gdy, po Nocy Kupały, pleban ryski Brunon zwany Schnitzlem wraz z jego pałkowymi ministrantami zebrał ze wzgórz wokół Rygi wyjątkowo duże tabuny ludzi, którzy, rozrzuceni po polach wokół miasta, spali otumanieni po szaleństwie pogańskiego święta. Budzeni pałkami mówili albo zupełne brednie, albo coś o jakimś grobowcu i pogańskim kapłanie, który wreszcie umarł po 150 latach zawieszenia między życiem a śmiercią. Część odnalezionych była nawet ochrzczona ku zniesmaczeniu plebana i smutku duchownych w Rydze, którzy od lat pogaństwa w tym kraju wytępić nie mogą i bardzo ubolewają nad tym, że mimo chrztu, ci wierni nadal pogańskie, orgiastyczne praktyki uprawiają. Co gorsza, pośród uczestników pogańskiej orgii było nawet kilku szlachetnie urodzonych rycerzy, co przyprawiło plebana o dreszcze, a panienki z Rygi o rumieńce. Ostatecznie katolicy dostali kościelny nakaz uczęszczania na dodatkowe zajęcia niedzielne w szkółce przykatedralnej, coby herezję wytępić, a ci spośród odnalezionych, co nadal poganami byli, próbowano ochrzcić siłą, ale w wyniku niestabilnej sytuacji w Rydze i proteście strazy miejskiej o zarobki nic z tego nie wyszło. Poganie, mimo zamknięcia miasta i ogłoszenia stanu wyjątkowego, kolejno znikali ze swoich cel, zapadali się pod ziemię, albo jakimiś czarami strażników miejskich mamili i do boru wracali. Jako że pleban ryski dowodzący pałkarzami to osoba o nadzwyczajnej pobożności i posiadającej tyleż samo zadufania i krótkowzroczności, to nie zauważył, że niektórzy spośród uczestników szkółki niedzielnej wcale ludźmi nie byli i ubaw wielki z nauk niedzielnych mieli.
Ostatecznie zakończyło się wszystko tym, że strasz mieyska wszystko pod gobelin zamiotła i Ryżanie postarali się wrócić do codziennego życia, na progu świadomości pamiętając, że moc boru jest prawdziwa i zawsze tuż tuż. Wysłannik papieski tymczasem napisał list do Rzymu, informując Bonifacego VIII, że pod kurhanem koło Rygi znaleziono potężny, pogański artefakt pełen Vis i że Zakon Palatynatu Konstantyna Wielkiego tenże artefakt uzyskał i zabezpieczył. Papież i Kuria, zadowoleni, że poganie artefaktu pozbawieni zostali, poszli na kolację po sjeście, kontemplując w milczeniu i cieniu drzew oliwnych, jak w końcu przejąć władzę nad Palatynatem, który od wieków poza kontrolą Rzymu się znajdował. Teraz wszystko będzie jeszcze trudniejsze, skoro już przyczółek w odległych Inflantach uzyskali...
Tymczasem wieści nadchodziły, że Zakon Templariuszy na koronę Franków się przymierza, a to mógłby być potężny sojusznik przeciwko królowi Francji, który od lat presję na Rzym czynił coraz większą. Pomiędzy jednym a drugim łykiem wina wysłannik papieski zmienił temat i o Inflantach zapomniano, koncentrując się na cichej wojnie między Rzymem, Zakonami Wojennymi, a Francją...
Tymczasem pośród pogan gruchnęła wieść, że kunigas Giedymin został podstępem przez innego Litwina zamordowany trującym ostrzem, ponoć na rozkaz jego własnego brata, Kniazia Vitenesa. Co dziwniejsze, Giedymin ponoć wrócił cały i zdrowy do Wilna, ale jego bliscy mówili, że był odmieniony, inny, czy to przez bogów, czy może był bogunem podszywającym się pod kunigasa. Jego żony zaczęły podejrzewać, że już człowiekiem nie jest, jako że w nocy do lasu jak dziki zwierz z obłędem wybiegał i ponoć wracał z krwią pod paznokciami. Starano się wszystko utrzymać w tajemnicy, ale Wilno tajemnic nie zna i po krótkim czasie był to już główny temat rozmów w karczmach. Co gorsza, kolejna ulubiona żona Vitenesa urodziła martwe dziecko i tym bardziej zaczęto podejrzewać Giedymina o spisek. W Wilnie zaczynało robić się gorąco, a Vitenes siedział wieczorami sam w swoim namiocie polowym niedaleko Królewca i z ponurą miną planował dalszą wojnę z Krzyżakami i zastanawiał się, co uczynić z bratem-odmieńcem. Jeszcze do tego pojawiły się wieści, że rzekomo jakaś osoba z krwi Mendoga koronę litewską odnalazła. Vitenes się skrzywił, dopił miód i zawołał swoją spętaną bogunkę-wiłę do łoża. Przyszłe kilka lat zadecyduje o losach Litwy na wieki...
Poganie wokół Rygi tymczasem, uciekłszy ze szkółek niedzielnych w las na granice Wiecznego Boru, odzyskali swoich bogów wcześniej uwięzionych w Grobie Żercy. Odnawiano przymierza miedzy ludźmi a bogunami, budowano chramy - Żarptaki zamieniły się w święte ognie, Brzozostwory w święte gaje, Kamlotki w święte kręgi, Wiły wróciły do rzek, Upiory odeszły do kurhanów, a szczurki weszły do domostw w postaci kun i węży i zaczęły wyżerać robactwo. Tylko sam Ślimak Zagłady odpełzł do Wiecznego Boru, pozostawiwszy za sobą kleisty ślad i dwa jajeczka. Lato, które nastało, było upalne i wilgotne - zboże zaczęło lepiej rosnąć, drzewa wydawały owoce, w rzekach było więcej ryb i teren wokół Rygi znów odzyskał odrobinę Istu. Zaczęto opowiadać, że klęski pogan na tych ziemiach przez ostatnie pięć generacji właśnie poprzez zniknięcie bogów były spowodowane - przez wiele lat składano ofiary na wojny i wróżby, ale nic nie działało i ludzie przestali wierzyć swoim wiecznie milczącym bogom, gdy mimo ofiar cały czas przegrywali wojny z najeźdźcami. Powiada się, że teraz będzie lepiej. Jednak zmiany już nastąpiły - ludy lasu w Inflantach straciły panowanie na tych ziemiach i nawet powrót bogunów nie był stanie przywrócić dawnej świetności: większość Inflant należała teraz do najeźdźców, a nadzieję dawał tylko Wieczny Bór, którego wierni coraz głębiej się w nim chowali, zmieniając się coraz mocniej. Z drugiej strony czuć było bezwzględną władzę Wilna, którego kapłani w obawie przed śmiercią bogów coraz mocniej żądali poddania wszystkich ludów wobec siebie.
Ale to wszystko przyszłość okaże...
---
Edit: Komentarze proszę pisać tutaj: http://forum.limesmundi.larp.pl/viewtopic.php?f=6&t=376 zaś w tym temacie jedynie własne historie. Później umieścimy je ładnie w pdf na stronie, dla potomnych <: /Nagash