Całe rzeki krwi musiały jeszcze upłynąć nim nienawiść wypaliła się w ludziach do cna, a bezmyślne okrucieństwo i rządza odwetu ustąpiły miejsca porządkowi i sprawiedliwości. Przez ostatni rok bestialski konflikt domowy targający Żmudzią stopniowo wygasał, od północy tłumiony przez wojska zakonne, od południa zaś przez Litwinów. Po prawie dwóch latach rzezi i obłędu zaczął nadciągać tak bardzo wyczekiwany przez wszystkich pokój.
Ziemia, choć wciąż ciężka od krwi i usiana wypalonymi skorupami grodów, znów poczęła obradzać. Na stratowane pola i do splądrowanych wsi powrócili chłopi, a nad pośpiesznie odbudowanymi umocnieniami ponownie załopotały różnobarwne chorągwie bojarów. Żmudź raz jeszcze podnosiła się z kolan, na które rzucili ją jej zapalczywi mieszkańcy. Coś się jednak zmieniło. Kark dumnej krainy został zgięty i zawisł nad nim knut Zakonu Krzyżackiego. Nadeszło nowe.
Także w Telszach. Mistrz Zakonny Kunon von Gothelf udał się w swą triumfalną podróż do Akwizgranu, pozostawiając całą władzę w rękach nowego Grododzierżcy, Żegoty Piewicza. Będzie miał on okazje sprawdzić się w roli gospodarza uczty dziękczynnej, która wlać ma w serca znękanych wojną ludzi nowego ducha i uczcić zakończenie bratobójczych walk. Zwłaszcza, że mimo zakończenia wojennego szaleństwa, wciąż wiele jest powodów do niepokoju. Gdy wypala się ogień gniewu, jego miejsce zajmuje dym kłamstwa, który potrafi zamglić nawet najbystrzejsze oko i uśpić najtęższą czujność…
W grodzie i okolicy nieprzerwanie żyje się też zdarzeniem sprzed roku, kiedy to ze środka Telsz strzelił widoczny na wiele kilometrów słup trupio-zielonego światła, rozświetlając noc niczym upiorna latarnia. Świadkowie tych zdarzeń opowiadają, że tuż potem w okolicy zaległa Ciemność tak gęsta, że jedynie blady blask ogniska pozwalał zorientować się w przestrzeni. Ciemność skupiona wokół ognia, z którego wydobywał się zielony, gryzący dym, rozpierzchła się jednak błyskawicznie, niektórzy zaś utrzymują, że dało się przy tym słyszeć przeraźliwy skowyt. Czym było owo zjawisko nie wiadomo, ale opowieść o nim powtarzana jest z ust do ust już od roku i na pewno zawędrowała daleko stąd.
Nie koniec to jednak niepokojących wieści. Z lasów co rusz docierają nieprawdopodobne historie o wielkich kształtach przemykających w gęstwinie, o złogach pajęczych sieci, grubych niczym konopne powrozy i o ludziach, którzy poszli w knieję, by już nigdy nie powrócić. Bór wokół Telsz przejmuje lękiem, a wszystko wskazuje na to, że czai się w nim coś dużo gorszego niż dzikie zwierzęta i zbójcy. Strach ma wiele nóg i jeszcze więcej oczu…